Chociaż byłem samorządowcem i w tej roli zajmowałem nawet eksponowane stanowiska, to od dłuższego już czasu staram się w tę tematykę za bardzo nie wchodzić. Teraz w swym życiu mam ważniejsze dla mnie priorytety i robię wreszcie to, co naprawdę lubię. Dużo piszę i to o czymś ponadczasowym, a bieżącymi sprawami wokół niech zajmują się inni.
Nie mogę jednak obojętnie patrzeć na lokalną politykę w kwestii poszanowania dziedzictwa i historii naszego niezwykłego wielokulturowego regionu, co przekłada się na świadomość kolejnych przecież pokoleń. Lekceważąc te wartości bezpowrotnie tracimy wielkie kulturowe bogactwo, pogardzając jednocześnie spuścizną przodków, nawet swych ojców i dziadów.

Ktoś powie, że to nie jest najważniejsze, bo historię piszą współcześni mieszkańcy, którym bardziej potrzebna jest w gminie hala produkcyjna na dwieście osób, nowe drogi, komfort i dostatek w życiu z piwkiem przy grillu lub telewizorze niż jakieś zabytki, pomniki historii, monografie miejscowości, tradycyjna architektura i krajobraz. Tymczasem jest to ze sobą ściśle powiązane, co pokazują bogate kraje Europy, gdzie tak lubimy zwiedzać atrakcje turystyczne.
Oto dowiaduję się, że na najbliższej sesji Rady Miejskiej w Krynkach ma być przyjęty Gminny Program Opieki nad Zabytkami na lata 2022-2025. To wymóg ustawowy, odgórny. Taki program w praktyce jest czystą formalnością, bezrefleksyjnie przyjmowany w każdej gminie. W praktyce wygląda to tak, że jego opracowanie urzędy zlecają za niemałe pieniądze firmom zewnętrznym, które mają gotowe szablony. Jedynie podnajmują kogoś do napisania rysu historycznego. Nie wiem kto to zrobił dla Krynek, ale z powierzonego zadania wywiązał się niezbyt rzetelnie. Dla przykładu w rozdziale tym czytamy, że „w dokumentach Wielkiego Księstwa Litewskiego ziemie te zawsze określano jako Podljasze, a według etymologów nazwa ta miała oznaczać ziemie należące do Lachów”. Nic bardziej mylnego. Podlasie – dawniej Podlasze – nazwano tak jako tereny w sąsiedztwie Polaków („Lachów”).
Ani słowem nie wspomniano o języku prostym, będącym przecież jakże ważnym składnikiem tutejszego dziedzictwa.
W wykazie zabytków na terenie gminy ujęto niemało, bo ponad siedemdziesiąt obiektów – m.in. jeden kościół, siedem cerkwi, synagogę, meczet i liczne cmentarze, przeważnie prawosławne. W wachlarzu zagrożeń dla ich przetrwania w przyszłości, jak też kultywowania pamięci o dziedzictwie kulturowym i historii gminy zawarto całkiem sporo sensownych spostrzeżeń. Oprócz problemów natury finansowej, wynikających z deficytu budżetowego samorządu wskutek nakładania przez rząd nowych zadań bez dodatkowych funduszy na ich realizację, wskazano też na brak zainteresowania tradycją i folklorem ze strony młodzieży, czy kształtowanie nowej zabudowy bez uwzględnienia tradycyjnego charakteru architektury i krajobrazu.
Ale już przeciwdziałań władz lokalnych w celu zniwelowania tych zagrożeń zbyt wiele nie wskazano. Za ciekawe można uznać propozycje digitalizacji dawnych zdjęć z archiwów rodzinnych mieszkańców czy też oznakowanie zabytków. To ostatnie miałoby być sfinansowane przez powiat. Można się domyślić, że tym w głównej mierze jest podyktowane przyjęcie takiego programu. Nie wiadomo tylko jak to ma wyglądać w praktyce. Tak się składa, że pracując w Gródku i Michałowie przyczyniłem się do ustawienia tablic z oznakowaniem miejsc historycznych na terenie tych gmin. Zresztą wcześniej pojawiły się takie także w Krynkach. Ale to rozwiązanie tymczasowe. Takie plansze nie są trwałe, blakną. Umieszczonych tam treści jednak i tak mało kto czyta. Dlatego należałoby się ograniczyć do niewielkich estetycznych tablic lub znaków, najlepiej wygrawerowanych lub odlanych w metalu.
W programie ujęto też popularyzację miejscowej historii, dziedzictwa kulturowego na łamach gazety samorządowej oraz podczas gminnych dożynek. Sęk w tym, że prasa lokalna w Krynkach to też już historia. Skończyło się to dwadzieścia lat temu, gdy wydawałem tu miesięcznik „Tutaj”, gdzie zresztą popularyzowanie dziedzictwa kulturowego było jednym z moich priorytetów. A ostatnie dożynki w gminie odbyły się jeszcze w czasach PRL.
W liczącym ponad sto stron dokumencie ani słowem nie wspomniano o potrzebie wydania monografii gminy. Inne samorządy dawno o tym pomyślały. Ostatnio taka publikacja ukazała się w sąsiedniej gminie Gródek. Jeszcze dziesięć lat temu, gdy tam pracowałem, mocno dopingowałem w tym autorce, emerytowanej dyrektorce podstawówki. Wystarałem się nawet o unijne fundusze, ale publikacja wymagała jeszcze wielu lat przygotowań. Niestety efekt popsuła nadgorliwość gospodarza gminy. Monografię wydano z dużą fotografią „wodza” na początku, niczym w czasach stalinowskich.
Wydanie takiej publikacji w Krynkach nie wymaga tyle czasu. Niemal gotową ma ją miejscowa pasjonatka miejscowej historii Cecylia Bach-Szczawińska. Może warto odrzucić osobiste animozje. Chodzi wszak o rzecz ponadczasową, także dla przyszłych pokoleń.
W ostatnich latach na terenie gminy odnowiono wiele zabytków, głównie sakralnych. Prace sfinansowano przede wszystkim z funduszy zewnętrznych, w tym unijnych. Dobrze działa w tym zakresie LGD Szlak Tatarski. Ale oto dowiaduję się, że niedawno Powiat Sokólski założył nową Lokalną Grupę Działania. Stało się tak z inicjatywy sokólskiego starosty, przedstawiciela partii rządzącej w powiecie, który najpewniej pragnie przez to mieć większy wpływ na przyznawanie gminom dotacji.
Pieniądze na ochronę zabytków będą potrzebne bez przerwy. Tym bardziej, że jakość wykonywanych prac konserwatorskich i robót budowlanych często pozostawia wiele do życzenia. Jak w przypadku słynnej cerkwi w Grzybowszczyźnie, gdzie niemal od razu po zakończeniu remontu zaczęła odpadać elewacja z fundamentów.
Rysuje się coraz poważniejszy problem z utrzymaniem zabytkowych świątyń prawosławnych w wyludnionych wsiach całego Podlasia. Nieuniknione jest finansowe wsparcie państwa, inaczej z czasem popadną w ruinę. W zlaicyzowanych krajach Europy Zachodniej opustoszałe zabytkowe kościoły pozamieniano w państwowe muzea. W Niemczech wystawiane są na sprzedaż, a nowi prywatni właściciele urządzają w nim hotele, sklepy a nawet mieszkania. Na Morawach w Czechach gmina niedawno wyremontowała kaplicę i przejęła ją na własność. Nadal odprawiane są w niej msze, a kapłana utrzymuje samorząd. Poza tym służy mieszkańcom na organizację uroczystości rodzinnych.
Jerzy Chmielewski