Obowiązkowe uczęszczanie do szkoły było od lat siedmiu do czternastu. Z tego względu uczniowie kończyli naukę w klasie szóstej, gdyż rodzice angażowali ich potem do pracy w gospodarstwie. Na tym etapie świadectwo szkolne do niczego nie upoważniało. Uprawnienia czeladnika, szewca, krawca, stolarza, kowala mógł uzyskać ten, kto ukończył klasę siódmą, w której nauka – przypomnijmy – trwała trzy lata. Jak wspomina Eugeniusz Czyżewski w książce „Echa ostoi utraconej”, w latach 1920-1939 tylko jeden chłopak we wsi otrzymał świadectwo siódmej klasy – w szkole w Krynkach.

W latach trzydziestych uczniowie z Ostrowia Południowego i sąsiednich wsi do klasy siódmej chodzili do szkoły powszechnej w Góranach, razem uczyło się ich tam około czterdziestu. Wśród nich był mój daleki ostrowski kuzyn Michał Chmielewski, późniejszy dziennikarz „Niwy”. Jako pierwszy z mojej wsi zdobył wyższe wykształcenie. Studiował w Petersburgu (wtedy Leningradzie) oraz w Mińsku. W swej książce „I tak bywało” wspomina, jak na początku maja 1939 r. hurańska szkoła zorganizowała uczniom wycieczkę do Warszawy. Miał wtedy niecałe czternaście lat i był uczniem piątej klasy, a właściwie pierwszego roku z trzech w klasie siódmej.
Z rana ojciec zawiózł Michasia furmanką 15 km przez las na stację kolejową w Waliłach. Dojechali tam też uczniowie z Nowego Ostrowia, Świdziałówki i Góran. To było dla nich nie lada przeżycie. Nikt z nich jeszcze nie jeździł pociągiem. Nigdy nie bywali nawet w miasteczku powiatowym Sokółce, a co dopiero w stolicy. W Warszawie podziwiali „wysokościowiec” – szesnastopiętrowy budynek, zwiedzili zoo, sale Belwederu, gdzie zobaczyli m.in. wypchaną Kasztankę Józefa Piłsudskiego. Trzeciego maja szli w pochodzie, na czele którego maszerowały kolumny wojskowe. Razem z nimi byli uczniowie z Zaolzia, anektowanego przez Polskę po zajęciu Czechosłowacji przez hitlerowskie Niemcy. Było potem o czym opowiadać we wsi. Posłuchać Michasia przychodzili starzy i młodzi.

Po przyłączeniu Zachodniej Białorusi do ZSRR w Ostrowiu Południowym zorganizowano szkołę białoruską. Nauczycielem i jednocześnie kierownikiem został Wasil Łukaszyk z Białegostoku, przedwojenny aktywny lewicowy działacze białoruski, człowiek wykształcony. Studiował politologię na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. Wraz z przyjściem Sowietów w 1939 r. włączył się w zakładanie szkół białoruskich. Jak wspomina Michał Chmielewski, w Ostrowiu prowadził zajęcia bardzo ciekawie, interesująco opowiadał o twórczości pisarzy białoruskich. Kwaterował kolejno w domach uczniów i tam się żywił. Nauczał krótko, po nim władze oświatowe z Krynek, które stały się siedzibą rejonu – powiatu, przysłały nowego nauczyciela.
Wasil Łukaszyk następnie był kierownikiem domu dziecka w Białymstoku. Gdy nastała okupacja hitlerowska, jesienią 1941 r. wszedł do cywilnej administracji niemieckiej. Objął wysoką posadę burmistrza Białegostoku. Stanowisko to piastował jednak krótko. W wyniku jakiegoś donosu został aresztowany przez Gestapo i wysłany do obozu w Oświęcimiu.
I tu się zaczyna historia jak z filmu. W sierpniu 1942 r. Łukaszykowi udaje się zbiec z obozu. Przedostaje się do Warszawy, gdzie rok czasu ukrywa się bez dokumentów. W końcu załatwia sobie podrobione papiery na fikcyjne nazwisko Jana Kalinowskiego z Wilna. Niestety wkrótce podczas łapanki znów trafia w ręce Niemców i z grupą Polaków zostaje wysłany na roboty za kręgiem polarnym w Norwegii. Ale i tam podejmuje ucieczkę, przedostaje się do Szwecji. Zostaje jednak złapany i odesłany z powrotem. W końcu wraz z grupą dziesięciu chłopaków z Białorusi w 1944 r. przedziera się przez góry znów do Szwecji. Tym razem na stałe.
Jeszcze długie lata po wojnie Łukaszyka tropiły komunistyczne polskie i sowieckie służby wywiadowcze. W IPN zachowały się teczki dotyczące tych operacji. Zmarł zagadkową śmiercią 17 marca 1975 r.
W okresie władzy sowieckiej w Góranach utworzono niepełną szkołę średnią, w której były piąta i szósta klasa. Przysłano do niej trójkę nauczycieli z Białorusi. Jesienią 1940 r. sześciu chłopców z Ostrowia Południowego, którzy mieli po piętnaście lat, poszło do szkół zawodowych w Białymstoku. Mieszkali w internacie i byli na całkowitym utrzymaniu państwa sowieckiego. Uczyli się na mechanizatorów, szoferów, traktorzystów, ślusarzy.
W tym czasie z rozebranych zabudowań postawionych w Grzybowszczyźnie i Wierszalinie przez „proroka” Eliasza Klimowicza pobudowano szkołę w Ostrowiu Nowym. Dzieci tam jednak się nie uczyły, bo wkrótce wkroczyły tu hitlerowcy. W budynku tym utworzono posterunek żandarmerii. Później którejś zimowej nocy spalili go partyzanci. Fundamenty po tym budynku, który stał zaraz na początku wsi po lewej stronie, są widoczne do dziś.
W okresie okupacji niemieckiej dzieci do szkół nie chodziły. Było to celowe działanie, by podbitą ludność pozbawić edukacji.
Cdn
Jerzy Chmielewski