Koloniści z Ostrowia po przybyciu do Brazylii byli podobno rozczarowani. W książce „Echa ostoi utraconej” autor wspomina o ich listach do kuzynów we wsi. Mieli odradzać im taki wyjazd, pisząc o nędzy „gorszej od tej, którą zostawili”, albo że prowadzą handel wymienny z „dzikimi Indianami” i chodzą do lasu, „gdzie pełno węży jadowitych i inny zwierz straszny”.

Udało mi się ustalić, iż w 1930 r. z mego Ostrowia do Brazylii wyjechali z rodzinami Włodzimierz Chomczyk, Antoni Suszyński i Aleksander Augustyńczyk. Tylko ci ostatni wiem, gdzie dokładnie mieszkali. Z tych Augustyńczyków była bowiem moja prababcia Helena (1839-1898), żona pradziadka Klemensa Chmielewskiego (1836-1910). Dlatego w naszej rodzinie przetrwała pamięć o dalekich kuzynach, którzy przed wojną wyemigrowali do Brazylii. W latach pięćdziesiątych ktoś od nich przysłał list do Ostrowia, ale kontaktu nawiązać się już nie udało. Dopiero niedawno, bo jesienią 2022 r., udało się odnaleźć w Brazylii potomków tej rodziny. A to dzięki nauczycielce z Mazur, tak jak ja z nimi spowinowaconej, która nawiązała ze mną kontakt poprzez grupę na fejsbuku „Powrót do korzeni. Ostrów, Szudziałowo, Krynki, Górany”. W ten sposób dowiedziałem się, że potomkowie emigranta Augustyńczyka mieszkają obecnie w Kurytybie, jednym z większych miast brazylijskich na wschodnim wybrzeżu Atlantyku. Od polskiej kolonii osadniczej Águia Branca jest ono oddalone aż o 1,5 tys. km. Co ciekawe, właśnie z Kurytyby rozgoryczony Władek Chomczyk pisał listy do Ostrowia, o których wspomina autor książki „Echa ostoi utraconej”. Miał tam pracować jako dozorca.
Na początku marca w tejże grupie na fejsbuku swój post zamieściła Juliana A. Gonçalves. Poprosiła o pomoc w odszukaniu śladów rodzinnych w Ostrowiu i okolicy, jako że jej przodkiem był trzeci emigrant, Antoni Suszyński. Juliana mieszka w São Bento do Sul. To od Kurytyby dodatkowe blisko cztery godziny jazdy samochodem na południe.
Wygląda na to, że osadnicy z Ostrowia w polskiej rolniczej kolonii Orzeł Biały w Brazylii długo miejsca nie zagrzali. Poszukali sobie lepszego życia w mieście.
Jerzy Chmielewski