W wieku 70 lat zmarł Eugeniusz Makal (Gienio Makaloŭ) z naszego Ostrowia Południowego, dziś był pogrzeb. We wsi opustoszał kolejny dom. Na 81 numerów zaledwie w kilkunastu są jeszcze stali mieszkańcy, a i ci przeważnie samotni i w sędziwym już wieku.
Gienio Makaloŭ należał do wymierającego ostatniego już pokolenia autochtonów w naszej wsi. Chociaż był ode mnie starszy, dobrze znałem go od dziecka. Mieszkał na początku Siała, a ja w dolinie ŭ Kance. Nasze rodziny są nawet ze sobą trochę spokrewnione, ale to dawne dzieje i aby dokładnie ustalić jak do tego doszło, trzeba sięgnąć aż do czasów carskich.
Oto pierwszy obrazek z Gieniem, jaki zapamiętałem. Był bodajże 1974 r. Chodziłem wtedy do czwartej klasy podstawówki. Było to w maju. Cała Polska żyła kolarskim Wyścigiem Pokoju. Wracałem ze szkoły. Z podwórka Makaloŭ leciała radiowa transmisja z któregoś z etapów. Pamiętam, że był piękny, słoneczny dzień. Na podwórku stało duże radio tranzystorowe, włączone na cały regulator. Gienio z ojcem i majstrem uwijali się przy remoncie domu. To była wielka robota. Niska chałupa, postawiona jeszcze przed I wojną światową, została wtedy podniesiona o jeden wieniec, wymieniono też podwaliny. Potem trzeba było jeszcze zrobić generalny remont w środku. Nowe piece postawił sąsiad Jozik Putkaŭ (Józef Kowalczuk), żołnierz spod Monte Cassino.
Gienio wtedy od kilku lat już pracował jako traktorzysta. Najpierw na bazie SKR w Ostrowiu Południowym, gdzie obecnie stoi wiatrak, potem krótko w Ostrowiu Północnym, następnie w nowo powstałym PGR w Krynkach. Ale najdłużej był traktorzystą i robotnikiem leśnym w Nadleśnictwie Waliły, a po jego reorganizacji w Nadleśnictwie Krynki z siedzibą w Poczopku, skąd przeszedł na emeryturę. Szefostwo zawsze go chwaliło, gdyż cieszył się opinią dobrego i przykładnego pracownika. Powierzoną pracę wykonywał dokładnie. Sam się o tym wielokrotnie przekonałem, choćby ubiegłej wiosny, gdy robiłem zadrzewienie na kawałku swego pola. Gienio tak równiutko poorał mi pasy, że aż patrzeć było przyjemnie.
Był człowiekiem uczynnym. Przez lata zgromadził bardzo wiele różnych gospodarskich narzędzi, sprzętów, maszyn, miał też u siebie ciągnik i dwa samochody. W swoim warsztacie trzymał idealny porządek. Kiedy jakieś dziesięć lat temu zabrałem się za remont swego domu w Ostrowiu, często pożyczałem od Gienia czy to jakieś klucze, czy narzędzia, których nie miałem. Nigdy nie odmawiał, zawsze służył radą, a nawet pomocą. Chociażby wtedy, gdy stawiałem nowe ogrodzenie i we dwójkę wylewaliśmy fundamenty. Nigdy nie wziął za to żadnych pieniędzy, choć za każdym razem proponowałem.
W mojej pamięci Gienio zapisze się jako niezwyczajny mieszkaniec naszej wioski. Nie kończył szkół, ale wiedzę miał bardzo rozległą, w swym życiu dużo czytał. Nie mogłem się nadziwić, jak dawno temu miał pasję rozwiązywania krzyżówek. Często był w tym lepszy ode mnie, ucznia szkoły średniej, a może już nawet studenta. Z sentymentem wspominam też, jak wtedy – na początku lat osiemdziesiątych – organizowaliśmy razem zabawy na Ziełnu (28 sierpnia w dniu święta parafialnego).
Ponad dziesięć lat temu Gienio rodzinny dom znowu gruntownie odremontował tak wewnątrz, jak i na zewnątrz. Wtedy już często pomieszkiwałem w Ostrowiu, opiekując się mamą. I wówczas to zaczęliśmy się częściej spotykać, szczególnie od jakichś pięciu lat. Dużo opowiadał mi o swoich przodkach – po linii matki Aleksandry (Sani) z Białokozów w Ostrowiu i ojca Józefa Makala z Ozieran Wielkich (rodzina pochodziła z Kruszynian), a także innych nieżyjących już ludziach z naszej wsi i sąsiednich. Robiłem notatki. Będę do nich jeszcze nieraz sięgał w swych artykułach.
Dziakuj za ŭsio, Gieniu. Byvaj, viecznaja pa Tabie pamiać!
Jerzy Chmielewski (Jurak Chmialeŭski)