Na Prowady

Jak nakazuje tradycja tydzień po Wielkanocy, w poniedziałek 10 maja, święciłem groby na naszym ostrowskim cmentarzu. Tutejsza nazwa tego starodawnego zwyczaju to Prowady. Co ona oznacza? Tłumacząc wprost na język polski – przewodzenie. Takie słowo nie oddaje jednak ani krzty jego istoty, a przede wszystkim zawartej w nim duchowości. W ludowej tradycji katolickiej nazwa ta odnosi się do Niedzieli Przewodniej, czyli pierwszej po Niedzieli Zmartwychwstania. Z całą pewnością takie określenie przywędrowało z prawosławia.

Pry mahile baćkoŭ i prodkaŭ na mahiłkach u Wostrawie. Prowady, 10.05.2021. Fot. Joanna Chmielewska-Tomczuk

Prowady, które są odpowiednikiem obchodzonego 1 listopada katolickiego Święta Zmarłych, w tradycji cerkiewnej przypadają właśnie w pierwszą niedzielę po Wielkanocy. Ale na niektórych cmentarzach, tak jak naszym, przeniesione zostały na inne dni z uwagi na to, iż duchowni nie byli w stanie w ciągu jednego dnia być na innych na terenie parafii (u nas jeszcze w Grzybowszczyźnie oraz Szudziałowie).

Prowady sięgają jeszcze czasów pogańskich i zostały przez wschodnie chrześcijaństwo zaadaptowane jako święto zmarłych. Podobnie jak wiele innych pogańskich wierzeń, zwyczajów i obrzędów. Tak stało się chociażby z Jurjem – dawnym świętem wiosny, kiedy to nasi przodkowie czcili Jaryłę – boga wiosennych zasiewów, słońca i urodzaju. To dzień moich imienin, przypadających 6 maja, gdyż przed wiekami Cerkiew ustanowiła, aby w tym dniu czcić św. Hieorhija Pabiedanosca (Jerzego Zwycięzcę). Jest kilka wariantów pochodzenia i żywota tego świętego, ale kluczowe tu jest jego imię, wzięte z języka greckiego a oznaczające rolnika, chłopa. Czyli nawiązujące do Jaryły.

Dawniej Prowady wyglądały zupełnie inaczej niż dziś. Nikt na grobach nie zapalał zniczy i nie dekorował ich kolorowymi kwiatami. Taki zwyczaj upowszechnił się ledwie jakieś trzydzieści lat temu. Przedtem pilnowano tylko, aby mogiły nie zarastały zielskiem, a na Prowady kładziono na nich ufarbowane w łupinach cebuli jajka. To pozostałość tzw. wiosennych Dziadów, kiedy to nasi przodkowie na grobach urządzali nawet biesiadne uczty z alkoholem, łącząc się w ten sposób z duszami zmarłych bliskich i oprowadzając ich – przynajmniej w myślach – ze sobą (od tego wzięła się i archaiczna nazwa, która przetrwała do dziś).

Oczywiście jako chrześcijanie na Prowady święcimy groby, modlimy się za dusze zmarłych i dzielimy się z nimi paschalną radością. Ale jest to też okazja do spotkań z krewnymi i znajomymi.

W poprzednim liście pisałem o wielkanocnym zwyczaju wałokania. Długo nie mogłem ustalić, kiedy w moim Ostrowiu ta tradycja zanikła. Z kim nie rozmawiałem, wszyscy byli przekonani, że jeszcze przed wojną. I oto na Prowady spotkałem dwóch starszych znajomych, Gienków, którzy jak się okazało sami wałokali. I to kiedy? Jeszcze w latach pięćdziesiątych i na początku sześćdziesiątych. Kanapielki śpiewała wspólnie młodzież obu wyznań. Najpierw w święta katolickie, a potem prawosławne. W latach pięćdziesiątych wałaczobnikam akompaniował na harmonii Stefan Tumialoŭ, katolik…

Jerzy Chmielewski