Pod koniec XIX i w pierwszej dekadzie XX wieku ostrowska parafia poczyniła szereg kosztownych przedsięwzięć. Wtedy została wybudowana okazała plebania. Był to piękny duży drewniany budynek. Wokół niego, podobnie jak naokoło cerkwi, rosło wiele rozłożystych drzew liściastych, nadających wzgórzu niepowtarzalny klimat.

W 1903 r. rozpoczął się remont budynku świątyni, prace z przerwami trwały dziesięć lat. Dlatego tak długo, że najpierw budowano kaplicę cmentarną św. Włodzimierza. Wyświęcona została w 1907 r.
Nowy blask ostrowska parafia zyskała głównie dzięki energicznemu proboszczowi, którym był wówczas ks. Włodzimierz Chomicz. Do Ostrowia przybył wiosną 1901 r. Wcześniej był nauczycielem jednej z cerkiewno-parafialnych szkół w Grodnie.
Już na początku 1904 r. proboszcz Chomicz otrzymał od archireja list pochwalny z podziękowaniem dla niego i parafian za trud i ofiary włożone w prace remontowe przy świątyni oraz jej wyposażenie. Na remont – jego pierwszy etap – wierni przekazali łącznie 480 rubli. Za taką kwotę można było wówczas kupić trzy hektary ziemi, czyli dziś byłoby to jakieś sto tysięcy złotych. Dodatkowo zebrano od parafian 230 rubli na zakup nowego cerkiewnego dzwonu, ważącego ponad 250 kg. Był trzy razy większy od poprzedniego, bardzo starego, który pękł i oddano go w rozliczeniu ludwisarni na przetopienie.
Tej wielkości nowy dzwon, który zawisł na wieży cerkiewnej, kosztowałby dziś pewnie ze 40 tys. zł. Ale dzwonił on jedynie nieco ponad dziesięć lat, do sierpnia 1915 r. Wtedy wycofujące się wojska rosyjskie podpaliły wieżę cerkiewną, a ogień strawił całą drewnianą świątynię, tylko co niedawno gruntownie odnowioną. Zrobiono to z przyczyn militarnych, gdyż cerkiew stała na strategicznym wzniesieniu. Chodziło o to, by wroga pozbawić dogodnego punktu obserwacyjnego, jakim była wieża cerkiewna.
A co się stało z dzwonami, szczególnie tym dużym, zakupionym na początku wieku? Wiadomo, że w warunkach wojny one również miały militarne znaczenie. Wraz z cofającym się na wschód frontem transportowano także dzwony, pozdejmowane z cerkwi gdzie tylko się dało. W hutach w głębi Rosji przetapiano je na pociski i inne elementy zbrojeniowe. Podobno ktoś widział ostrowskie dzwony na wagonie kolejowym w Grodnie. Może jakiś ślad pozostał w dokumentacji z tamtych czasów, przechowywanej w wojskowym archiwum historycznym w Moskwie. Składane do sztabu raporty dowódców zawierały skrupulatny opis działań każdego dnia. Jakaś ewidencja konfiskowanych dzwonów musiała być prowadzona.
Cdn
Jerzy Chmielewski