Listy z Wostrawa

Ostrów jako stolica gminy

A dokładniej ostrowskiej wołosti-włości. Taka jednostka administracyjna istniała od lat 70-tych XIX w. do lata 1915 r. W zbiorach Archiwum Państwowego w Białymstoku znajduje się dokumentacja z 1908 r., zawierająca spis miejscowości, należących wtedy do włości ostrowskiej wraz z wykazem ich mieszkańców oraz ilością posiadanych gruntów i inwentarza. To bardzo cenne źródło historyczne, które może być także pomocne w poszukiwaniach genealogicznych przodków. W kartotece nie zauważyłem, by ktoś przede mną oprócz pracowników archiwum tym się interesował.

Granice gminy Ostrów z czasów carskich na mapie współczesnej

Wykaz ten zawiera aż 60 miejscowości z terenu obecnych gmin Szudziałowo, Krynki, Gródek i Supraśl. Włość ostrowska była bardzo rozległa – od Słójki na północy po Radulin, Załuki i Królowe Stojło na południu. Najdalej na wschód wysunięte były Nietupa i Pierożki, zaś na zachód Surażkowo. Oto pełna lista miejscowości, części których już nie ma:

  1. Podświdziałówka
  2. Markowy Wygon
  3. Sosnowik
  4. Ostrów Nowy
  5. Ostrów Południowy
  6. Ostrów Północny
  7. Pierożki
  8. Sukowicze
  9. Szudziałowo
  10. Biały Ług
  11. Borotańszczyzna
  12. Nowinka
  13. Tołkacze Małe
  14. Rowek
  15. Kozłowy Ług
  16. Słójka
  17. Borowszczyzna
  18. Pierekał
  19. Nieszno
  20. Sosnowik
  21. Jeziorek
  22. Trzciano
  23. Trzciano Nowe
  24. Biały Ług
  25. Talkowszczyzna
  26. Woronicze
  27. Międzyrzecze
  28. Podskołda
  29. Nonno
  30. Podlepin
  31. Surażkowo
  32. Łaźnie
  33. Lipowy Most
  34. Kolonia Lipowy Most
  35. Kondycja
  36. Borki-Stryjeńszczyzna
  37. Borki
  38. Sokolisko-Kolonia
  39. Sokolisko
  40. Kozi Przeskok
  41. Sosnowy Brzeg
  42. Królowe Stojło
  43. Piłatowszczyzna
  44. Radunin
  45. Podzałuki
  46. Podszaciły
  47. Szaciły
  48. Nietupa
  49. Studzionka
  50. Podlipki
  51. Borsukowina
  52. Górany
  53. Chłodne Włoki
  54. Grzybowszczyzna Nowa
  55. Grzybowszczyzna Stara
  56. Nowa Świdziałówka
  57. Ostrówek
  58. Leszczany
  59. Nietupa
  60. Słobódka

W 1908 r. włość ostrowska liczyła 8,2 tys. mieszkańców. Siedzibą gminy był Ostrów. Urząd zwany kancelarią znajdował się pomiędzy Ostrowiem Południowym i Nowym, ok. 300 m w prostej linii od mostu za zakrętem do Góran. Teren wokół był i jest do dzisiaj podmokły. To Wejsauszczyna – część dawnej wspólnoty wiejskiej, na której jeszcze w latach 80. XX w. wypasano krowy i konie. Na znacznym obszarze była tam kupina – bagniste kępy porosłe mchem na ruchomym trzęsawisku.

Budynek kancelarii stał na w miarę suchym miejscu przy utwardzonej kamieniami polnymi grobli, prowadzącej wcześniej do dworu Świdziałówka, który znajdował się 200-300 m dalej. Wtedy nie było jeszcze dzisiejszej drogi z Ostrowia Południowego do Nowego i dalej do Góran. Dawna dróżka za wsią skręcała w lewo i prowadziła wijącym się wśród pól gościńcem do tejże grobli.

W wołostnej kancelarii urzędował starszyna (przewodniczący), wybierany co trzy lata przez mieszkańców. Nie zajmował się on jednak bezpośrednio sprawami biurowymi, był zwykłym niewykształconym chłopem i pełnił przede wszystkim rolę gońca i pomocnika pisarza gminnego, czyli w dzisiejszym rozumieniu sekretarza gminy. To stanowisko obsadzane było przez carską administrację. Funkcję tę pełniły osoby przyjezdne, podległe naczelnikowi ziemskiemu w Sokółce. Mieszkały z rodzinami w kancelarii.

Kilka nazwisk pisarzy ostrowskiej włości z przełomu XIX i XX wieku zawierają wpisy metrykalne tutejszej cerkwi z tamtego okresu. Urzędnicy ci lub ich żony byli bowiem czasem proszeni na rodziców chrzestnych.

I tak 25 marca 1892 r. pisarz gminny Antoni Wasiukiewicz był ojcem chrzestnym Józefa Naumowicza z Ostrowia, najpewniej Północnego. Z kolei pisarz Jerzy (Gieorgij) Sawko 21 kwietnia 1896 r. dał swoje imię na chrzcie syna Jewdokii i Jana Miszczuków z Ostrowia Nowego. Dwa lata później Sawko był też kumem Marii Popowej, córki policjanta z tutejszego rewiru powiatu sokólskiego.

Inny pisarz gminny Jan Kostecki 6 lutego 1900 r. w cerkwi w Ostrowiu był świadkiem na ślubie oficera z Białegostoku, Gieorgija Bujko i jego żony Marii Naliwajko z Borek. Pół roku później funkcję tę sprawował Włodzimierz Świekło, który był ojcem chrzestnym Egrafa Ksiondy, syna nauczyciela.

W 1906 r. pisarzem gminnym był Zachodowski. Jego żona Charytyna była kumą innego policjanta z ostrowskiego rewiru.

W tamtym okresie przewodniczącymi zarządu gminnego (starszynami) byli w Ostrowiu m.in. Iwan Kunach z Ostrowia Południowego i Grzybek z Ostrowia Nowego.

Syn tego drugiego, Włodzimierz, zostawił po sobie niewielki pamiętnik. Napisał w nim, że przy wołosti stacjonowała też carska policja, istniało tam kolegium orzekające, które wymierzało egzekwowane publicznie kary za przewinienia w postaci chłosty rózgami. Mieściła się tam również poczta, a prowadził ją Żyd Srol.

Kancelaria musiała być zatem dość dużym budynkiem. Najprawdopodobniej w sierpniu 1915 r. została zburzona przez wycofujące się wojska rosyjskie. Resztki czerwonej cegły i gruzu były w tym miejscu widoczne jeszcze w latach 80. ub.w. Dziś teren ten zarośnięty jest wysoką trawą, chaszczami i rośnie tam już las.

Jerzy Chmielewski

Tamte powroty do szkoły (cz. 5)

Do pierwszej klasy poszedłem 1 września 1970 r. Jeszcze w uszytym przez mamę ciemnym aksamitnym mundurku z białym kołnierzykiem, bo po roku taki ubiór nie był już obowiązkowy. Do szkoły, pamiętam, poszedłem z radością. Ech, jak chciało się wejść do klasy, usiąść w ławce, poznać nowych kolegów, koleżanki, nauczycieli. Oprócz rówieśników ze swego Ostrowia Południowego razem ze mną uczyły sie też dzieci z Ostrowia Północnego i Ozierskich. Bodajże trzy lata później dołączyli uczniowie z Ostrowia Nowego, gdzie w zlikwidowanej niebawem szkole działały jeszcze początkowe oddziały. Stamtąd przyszły też dzieci z Poczopka i Markowego Wygonu, tylko te z Sosnowika poszły do Góran i Talkowszczyzny.

Budynek naszej szkoły, który teraz wygląda już inaczej. Fot. ze zbiorów Autora

Z budynkiem szkoły, placem, boiskiem byłem już trochę oswojony. Na wakacjach zdążyłem pójść do dziecińca, jakie dla przedszkolnych dzieci organizowano potem każdego lata. Tej frajdy nie mogłem się wprost doczekać, pierwszego dnia wstałem skoro świt, tak się śpieszyłem. Jednak okazało się to dla mnie, rozbrykanego brzdąca, jakimś więzieniem. Bo kto to widział, aby na rozkaz leżakować w środku dnia i słuchać się tylko opiekunki! Na drugi dzień do dziecińca iść już nie chciałem, w łóżku przeleżałem do dziewiątej. W końcu ojciec wsadził mnie na wueskę i zawiózł do dziecińca już w trakcie zajęć. Jakoś się przyzwyczaiłem. Pani Nina Fiłonowicz codziennie gotowała nam zupę mleczną, pałaszowaliśmy posmarowane masłem kromki chleba z dżemem, twarogiem, a najbardziej smakowały mi te z plastrami samego pomidora. Któregoś razu na podwieczorek usmażyła przepyszne pączki…

W pierwszej klasie uczyliśmy się z kultowego elementarza Falskiego. Pewnego razu  w zastępstwie pani Reginy Radel zajęcia prowadził z nami – dwanaściorgiem pierwszaków – nauczyciel śpiewu i innych przedmiotów, pan Mikołaj Gasperczyk. Do dzisiaj pamiętam, jak za nim powtarzaliśmy wierszyk „Czarna krowa w kropki bordo gryzła trawę kręcąc mordą…”.

W pierwszej klasie uczyliśmy się pisać jeszcze stalówką tzw. absadką. Na pulpicie ławki było okrągłe wgłębienie na kałamarz z atramentem. Szło mi to jednak opornie, ciągle robiłem kleksy. Na szczęście potem pojawiły się długopisy, a niektórzy mieli nawet, oho!, budzące zazdrość wieczne pióra. Uczennica jednej z klas ukradła je swojej koleżance. Wszyscy wiedzieli, kto to zrobił. Ale nauczycielka zastosowała ciekawy chwyt wychowawczy. Kazała wyjąć kartki i pisać krótkie wypracowanie na temat „Kto w naszej klasie ukradł pióro i dlaczego nie należy tego robić”. Każdy napisał prawdę, nawet sama złodziejka, w trzeciej osobie…

Któregoś roku wszystkie klasy pisały podobne „wypracowanie”, gdy ktoś w lesie koło Poczopka zastrzelił żubra. Śledczy myśleli, że któreś dziecko wskaże im trop sprawcy. Nic to jednak nie dało.

Kiedy doszli uczniowie z Ostrowia Nowego, w klasie było nas już czternastu. A potem szesnastu, bo dołączyło jeszcze dwóch drugorocznych.

Podręczniki szkolne z lat 1970.

W piątej klasie języka polskiego uczyła mnie pani Eugenia Żornaczuk, żona diaka. Mieszkali po sąsiedzku szkoły, w drugim domu parafialnym naprzeciwko plebanii. Budynek, dawno opuszczony, stoi do dziś. Polskiego uczyliśmy się z podręcznika „Nasz język ojczysty”, choć naszym matczynym językiem była codzienna mowa prosta, białoruska. Gdy poszedłem do szkoły, ten przedmiot właśnie zlikwidowano. Ale między sobą wszyscy – i prawosławni, i katolicy – na przerwach cały czas rozmawialiśmy po prostu. Nauczyciele, trzeba przyznać, nigdy nie zwracali na to uwagi, broń Boże nas nie strofowali.

A pani Żornaczuk co tydzień robiła nam dyktanda. Temu w dużym stopniu zawdzięczam, że potem z ortografią nigdy nie miałem większych problemów. Duża w tym zasługa także późniejszej nauczycielki przedmiotu, pani Marii Czaban.

Do szkoły co pewien czas przyjeżdżała z Krynek higienistka pani Genowefa Parchowska. Wykonywała obowiązkowe szczepienia, sprawdzała czy dzieci nie mają wszawicy, czy są czyste, wpajała nawyk częstego mycia się w domu, a w połowie lat siedemdziesiątych przeprowadzała sławetną akcję fluoryzacji zębów. Kilkoma szczoteczkami na całą szkołę. Natomiast wizyty u dentystki w Krynkach były niczym tortury. Wtedy rzadko kiedy stosowano znieczulenie.

Byłem jeszcze mały, gdy po raz pierwszy zabolał mnie ząb. Na fotelu wrzeszczałem z bólu, nie dawałem się dentystce borować. W końcu dała za wygraną. Bezradny ojciec zawiózł mnie furmanką z powrotem do domu. Mama go jednak obstawiła, kazała nie rozprzęgać konia i sama od razu powiozła mnie drugi raz do Krynek. Jakoś wytrzymałem.

Okres szkoły podstawowej przypadł dla mnie na gierkowską dekadę dobrobytu w kraju za kredyty światowych banków. W szkole indoktrynowano nas trochę panującą wtedy komunistyczną ideologią na etapie „budowy socjalistycznej ojczyzny, aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatnio”. W poniedziałki zawsze były szkolne apele, a przed lekcjami na baczność śpiewaliśmy hymn „Wszystko, co nasze, Polsce oddamy”. Z dobrodziejstw socjalizmu szczególnie zdawał się być zadowolony dyrektor szkoły, pan Marian Fiłonowicz. Kiedyś przed choinką noworoczną mnie i kilku kolegów zaprosił do kancelarii, by pokazać nowy szkolny nabytek – kolorowy telewizor. Leciał akurat jakiś western. Tak zadowolonego ustrojem panującym w kraju człowieka potem w swym życiu już nigdy nie spotkałem.

Wtedy na choinkę jeden z mych kolegów przyniósł… butelkę wódki! Gdy to się wydało, wychowawczyni wychodziła z siebie.

Z tym kolegą siedziałem w jednej ławce. Kiedyś na lekcji chemii nauczyciel przedstawił nam futurystyczną wizję. Powiedział, że nadejdą takie czasy, że człowiek nie będzie potrzebował jedzenia, bo cały pokarm znajdzie się w jednej tabletce.

– Nu, najesisa tabletkaj… –po cichu skomentował kolega z ławki, patrząc na mnie z wielkim zdziwieniem.

I tak minęły mi szczenięce lata w podstawówce.

Jerzy Chmielewski

Tamte powroty do szkoły (cz. 4)

Zaraz po lecie 1944 r. na terenach, gdzie przeszedł front wojenny, nowa administracja natychmiast przystąpiła do organizacji szkolnictwa. W trzech naszych Ostrowach, także w Góranach i innych wsiach, nawet w niewielkich Ozierskich, nauczanie odbywało się tak jak przed wojną w ciasnych prywatnych domach. Po trzech latach przerwy starsi uczniowie znaleźli się w jednej klasie z młodszymi. Chłopaki – „przerostki” byli bardzo niegrzeczni – na lekcjach hałasowali, urządzali psikusy. Nie każdy nauczyciel dawał radę nad nimi zapanować.

Druga połowa lat 60. XX w. Uczniowie jednej z klas szkoły w Ostrowiu wraz z wychowawczynią. Ze zbiorów autora

W Ostrowiu Południowym szkoła wciąż mieściła się w domu Antoniny Radel, a dla ostatniej siódmej klasy u Janiny Putko. Pierwszego dawno już nie ma, rosną tam chaszcze. Drugi jeszcze stoi, ale od lat opuszczony również popada w ruinę.

W pamięci uczniów nazwiska tużpowojennych nauczycieli w większości się nie utrwaliły, jeśli już to tylko imiona bądź przydomki. Wiadomo, że w drugiej połowie lat czterdziestych szkołę prowadziła niejaka Bronka. Była to młoda, energiczna osoba. Na jej barkach spoczywał niezwykle trudny oświatowy i logistyczny obowiązek. Musiała mieć w sobie autentyczne powołanie do, jak to się wówczas mówiło, niesienia kaganka oświaty na wieś. Ona właśnie pod koniec lat czterdziestych zorganizowała budowę nowej szkoły, która stanęła w miejscu carskiej, spalonej w 1915 r. Budulec, który mieszkańcy przywieźli furmankami z Sokółki, pochodził z tamtejszych przedwojennych koszar wojskowych (znajdowały się na terenie dzisiejszego Osiedla Zielonego, niedaleko dworca kolejowego).

Jeden z budynków przedwojennych koszar w Sokółce, Mieściło się w nim kasyno oficerskie. To z niego pochodzi m.in. budulec, z którego wzniesiono szkołę w Ostrowiu. Źródło: iSokolka.eu

Pod nadzorem majstrów dużą i przestronną siedmio- a potem ośmioklasową szkołę zbudowano czynem społecznym. Jedynie górną kondygnację z mieszkaniami dla nauczycieli wykończono nieco później. Oddano ją do użytku po 1953 r. Prace wykończeniowe wykonywał majster z Sokółki, który przywoził ze sobą lizaki i na przerwach sprzedawał je uczniom po 50 gr. W późniejszym terminie dobudowano też ganek wejściowy, gdzie urządzono szatnię.

Regina Radel z wyróżniającą się uczennicą na placu szkolnym, w tle ostrowska cerkiew. Rok 1959 lub 1960 (na zakończenie roku szkolnego). Ze zbiorów Eugeniusza Makala

Nauczyciele się zmieniali. W latach pięćdziesiątych byli nimi Wacia z Łapicz, Romka z Górki, Fienia z Rowka, Chomik ze Słoi oraz Jan Aleksiejuk z żoną z Góran. Ze wsi  Nałogi k. Bielska Podlaskiego przyjechała tu do pracy także Regina Kruszewska (Radel po mężu). W Ostrowiu Południowym zapoznała kawalera Zygmunta i wyszła za niego za mąż. Z czasem pobudowali oni sobie we wsi dom. „Reniaczka”, jak potocznie nazywaliśmy swoją nauczycielkę, w szkole w Ostrowiu przepracowała do emerytury. Była lubianą i szanowaną osobą. Z jej inicjatywy powstało we wsi Koło Gospodyń Wiejskich, dzięki czemu kobietom organizowano kursy kulinarne, na których poznawały nowe przepisy potraw (np. włoskiej sałatki wielowarzywnej z majonezem).

Regina Radel z wyróżniającą się uczennicą na placu szkolnym, w tle ostrowska cerkiew. Rok 1959 lub 1960 (na zakończenie roku szkolnego). Ze zbiorów Eugeniusza MakalaPo wybudowaniu szkoły jej kierownikiem został Leon Fiłonowicz z Szudziałowa. Po kilku latach objął on jednak posadę inspektora oświaty w Sokółce. Jego miejsce zajął brat Marian. Wcześniej był nauczycielem w Ozieranach i tam zapoznał swą przyszłą żonę Ninę. Na „górce” w szkole w Ostrowiu mieszkali wiele lat. Mieli syna i córkę. Marian Fiłonowicz pracował – do emerytury – jako kierownik, a po zmianie nazwy stanowiska – dyrektor. Żona była woźną, a do jej zadań należało m.in. palenie zimą w siedmiu piecach kaflowych…

Cdn

Jerzy Chmielewski

Tamte powroty do szkoły (cz. 3)

Obowiązkowe uczęszczanie do szkoły było od lat siedmiu do czternastu. Z tego względu uczniowie kończyli naukę w klasie szóstej, gdyż rodzice angażowali ich potem do pracy w gospodarstwie. Na tym etapie świadectwo szkolne do niczego nie upoważniało. Uprawnienia czeladnika, szewca, krawca, stolarza, kowala mógł uzyskać ten, kto ukończył klasę siódmą, w której nauka – przypomnijmy – trwała trzy lata. Jak wspomina Eugeniusz Czyżewski w książce „Echa ostoi utraconej”, w latach 1920-1939 tylko jeden chłopak we wsi otrzymał świadectwo siódmej klasy – w szkole w Krynkach.

Rodzina Chmielewskich z Ostrowia Południowego (ostatni dom przed lasem po prawej stronie). Michał – stoi pierwszy z lewej – z braćmi Józefem i Włodzimierzem oraz rodzicami Olgą i Janem. Rok 1942. Fot. z książki „I tak bywało”, Białystok 2012

W latach trzydziestych uczniowie z Ostrowia Południowego i sąsiednich wsi do klasy siódmej chodzili do szkoły powszechnej w Góranach, razem uczyło się ich tam około czterdziestu. Wśród nich był mój daleki ostrowski kuzyn Michał Chmielewski, późniejszy dziennikarz „Niwy”. Jako pierwszy z mojej wsi zdobył wyższe wykształcenie. Studiował w Petersburgu (wtedy Leningradzie) oraz w Mińsku. W swej książce „I tak bywało” wspomina, jak na początku maja 1939 r. hurańska szkoła zorganizowała uczniom wycieczkę do Warszawy. Miał wtedy niecałe czternaście lat i był uczniem piątej klasy, a właściwie pierwszego roku z trzech w klasie siódmej.

Z rana ojciec zawiózł Michasia furmanką 15 km przez las na stację kolejową w Waliłach. Dojechali tam też uczniowie z Nowego Ostrowia, Świdziałówki i Góran. To było dla nich nie lada przeżycie. Nikt z nich jeszcze nie jeździł pociągiem. Nigdy nie bywali nawet w miasteczku powiatowym Sokółce, a co dopiero w stolicy. W Warszawie podziwiali „wysokościowiec” – szesnastopiętrowy budynek, zwiedzili zoo, sale Belwederu, gdzie zobaczyli m.in. wypchaną Kasztankę Józefa Piłsudskiego. Trzeciego maja szli w pochodzie, na czele którego maszerowały kolumny wojskowe. Razem z nimi byli uczniowie z Zaolzia, anektowanego przez Polskę po zajęciu Czechosłowacji przez hitlerowskie Niemcy. Było potem o czym opowiadać we wsi. Posłuchać Michasia przychodzili starzy i młodzi.

Wypchana Kasztanka w Muzeum Józefa Piłsudskiego w Belwederze, 1938 r. Fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

Po przyłączeniu Zachodniej Białorusi do ZSRR w Ostrowiu Południowym zorganizowano szkołę białoruską. Nauczycielem i jednocześnie kierownikiem został Wasil Łukaszyk z Białegostoku, przedwojenny aktywny lewicowy działacze białoruski, człowiek wykształcony. Studiował politologię na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. Wraz z przyjściem Sowietów w 1939 r. włączył się w zakładanie szkół białoruskich. Jak wspomina Michał Chmielewski, w Ostrowiu prowadził zajęcia bardzo ciekawie, interesująco opowiadał o twórczości pisarzy białoruskich. Kwaterował kolejno w domach uczniów i tam się żywił. Nauczał krótko, po nim władze oświatowe z Krynek, które stały się siedzibą rejonu – powiatu, przysłały nowego nauczyciela.

Wasil Łukaszyk następnie był kierownikiem domu dziecka w Białymstoku. Gdy nastała okupacja hitlerowska, jesienią 1941 r. wszedł do cywilnej administracji niemieckiej. Objął wysoką posadę burmistrza Białegostoku. Stanowisko to piastował jednak krótko. W wyniku jakiegoś donosu został aresztowany przez Gestapo i wysłany do obozu w Oświęcimiu.

I tu się zaczyna historia jak z filmu. W sierpniu 1942 r. Łukaszykowi udaje się zbiec z obozu. Przedostaje się do Warszawy, gdzie rok czasu ukrywa się bez dokumentów. W końcu załatwia sobie podrobione papiery na fikcyjne nazwisko Jana Kalinowskiego z Wilna. Niestety wkrótce podczas łapanki znów trafia w ręce Niemców i z grupą Polaków zostaje wysłany na roboty za kręgiem polarnym w Norwegii. Ale i tam podejmuje ucieczkę, przedostaje się do Szwecji. Zostaje jednak złapany i odesłany z powrotem. W końcu wraz z grupą dziesięciu chłopaków z Białorusi w 1944 r. przedziera się przez góry znów do Szwecji. Tym razem na stałe.

Jeszcze długie lata po wojnie Łukaszyka tropiły komunistyczne polskie i sowieckie służby wywiadowcze. W IPN zachowały się teczki dotyczące tych operacji. Zmarł zagadkową śmiercią 17 marca 1975 r.

W okresie władzy sowieckiej w Góranach utworzono niepełną szkołę średnią, w której były piąta i szósta klasa. Przysłano do niej trójkę nauczycieli z Białorusi. Jesienią 1940 r. sześciu chłopców z Ostrowia Południowego, którzy mieli po piętnaście lat, poszło do szkół zawodowych w Białymstoku. Mieszkali w internacie i byli na całkowitym utrzymaniu państwa sowieckiego. Uczyli się na mechanizatorów, szoferów, traktorzystów, ślusarzy.

W tym czasie z rozebranych zabudowań postawionych w Grzybowszczyźnie i Wierszalinie przez „proroka” Eliasza Klimowicza pobudowano szkołę w Ostrowiu Nowym. Dzieci tam jednak się nie uczyły, bo wkrótce wkroczyły tu hitlerowcy. W budynku tym utworzono posterunek żandarmerii. Później którejś zimowej nocy spalili go partyzanci. Fundamenty po tym budynku, który stał zaraz na początku wsi po lewej stronie, są widoczne do dziś.

W okresie okupacji niemieckiej dzieci do szkół nie chodziły. Było to celowe działanie, by podbitą ludność pozbawić edukacji.

Cdn

Jerzy Chmielewski

Tamte powroty do szkoły (cz. 2)

W latach 1916-1919 w Krynkach istniała szkoła białoruska, założona przez administrację niemiecką. Mieszkańcom naszego regionu wydawano też w tym czasie dowody osobiste (paszparty) z dwujęzycznymi rubrykami po niemiecku i białorusku. Gdy nastała Polska, dla nowego szkolnictwa nie miało to już żadnego znaczenia. Władze II Rzeczypospolitej na „kresach wschodnich”, prowadząc politykę asymilacyjno-polonizacyjną przede wszystkim usilnie krzewiły polską oświatę. Sprzeciwiało się temu Towarzystwo Szkoły Białoruskiej, jak też inne organizacje oraz białoruscy posłowie zasiadający w Sejmie w Warszawie, domagając się szkolnictwa w rdzennym języku tutejszej ludności. Na niewiele to jednak się zdało.

Okładka paszportu (dowodu osobistego), wydanego mieszkańcowi Ostrowia Południowego w Sokółce w roku 1917. Obok uczniowie międzywojennej szkoły „u Antoli” z nauczycielką. Udało się rozpoznać następujące osoby: trzecia z lewej stoi Luba Letko (wówczas Romanowicz), czwarta Nadzia Kuklik (Banadyczkowa) z d. Biernacka; pierwsza z prawej o jasnych włosach Luba Żamojda (Jakimawa), która była na przymusowych robotach na Prusach i stamtąd nie powróciła (zabrano ją do kopania okopów w 1944 r.); w ostatnim rzędzie z prawej Nadzia Bondar z d. Biernacka i Sania Białokoz (potem Makal). Fot. ze zbiorów Eugeniusza Makala

W okresie międzywojennym w Ostrowach Południowym, Północnym i Nowym tak jak w innych wsiach działały zatem polskie publiczne jednoklasowe szkoły powszechne. To określenie może być dziś mylące, bo wtedy oznaczało placówkę z jedną klasą – umownie grupą do sześćdziesięciu uczniów – i jednym nauczycielem, ale klas jako poziomów było w niej cztery. Uczęszczały do nich dzieci pomiędzy siódmym a czternastym rokiem życia. Nauka w klasie pierwszej i drugiej trwała rok, w trzeciej dwa lata, a w czwartej trzy. Proces kształcenia trwał zatem siedem lat. Szkoły mieściły się w chłopskich izbach, u nas w domu Antoniny (Antoli) Radel, która była uczennicą w latach dwudziestych. Nauka odbywała się zwykle w klasach łączonych, zatem dzieci z wszystkich poziomów, przerabiające różny materiał, miały lekcje jednocześnie w tym samym pomieszczeniu. Niekiedy oddziały wyższe uczyły się rano, niższe po południu. Nauczyciele byli oczywiście przyjezdni, kwaterowali w chłopskich chałupach.

Jakiś czas temu do mych rąk trafił niewielki pamiętnik, spisany przez Włodzimierza Grzybka (1910-1999), który pochodził z Ostrowia Nowego. Do wspomnień dołączył on kopie uczniowskich laurek pn. „Szkolnictwo polskie w hołdzie narodowi amerykańskiemu na pamiątkę 150-lecia niepodległości Stanów Zjednoczonych” ze szkół w Ostrowiu Nowym, Południowym i Północnym oraz w Góranach. Była to akcja ogólnopolska, przeprowadzona od kwietnia do czerwca 1926 r. Niżej przedstawiam listę uczniów naszych szkół w kolejności składania podpisów. Na laurkach są też nazwiska opiekunów ze wsi i nauczycieli, jednocześnie kierowników oraz szkolnych inspektorów (niestety nie wszystkie udało mi się odczytać).

Ostrów Południowy

Opiekun: Adam Czyżewski

Kierownik: Maria Czajerówna

Inspektor: nieczyt.

Uczniowie:

  1. Janina Stolarewiczówna
  2. Radelówna
  3. Stolarewiczówna
  4. Stankiewiczówna
  5. Biernacka
  6. Macijewska
  7. Radelówna
  8. Augustynczykówna
  9. Kuklik
  10. Żamojda
  11. Biernacki
  12. Żamojda
  13. Łapuć
  14. Putkówna
  15. Biernacka
  16. Stankiewicz

Ostrów Północny

Opiekun: J. Maksimiec

Kierownik: S. Leowójnikówna

Inspektor: nieczyt.

Uczniowie:

  1. Chomczykówna Anastazja
  2. Kurzówna Maria
  3. Grzybkówna Nadzieja
  4. Grzybek Aleksander
  5. Bajgus Mikołaj
  6. Maksymczanka Nadzieja
  7. Łysenko Luba
  8. Kostecka Olga
  9. Szymanowicz Konstanty
  10. Grzybek Władysław
  11. Kurza Arkadiusz
  12. Kostecki Jan
  13. Kozioł Michał
  14. Łopata Arkadiusz
  15. Zielenkiewicz Olga
  16. Szymanowicz Helena
  17. Michniuk Konstanty
  18. Kurszel Jan
  19. Makarówna Luba
  20. Bułatewiczówna Zofia
  21. Makarówna Eugenia
  22. Zielenkiewicz Michał
  23. Kozłówna Maria
  24. Bajgusówna Eugenia
  25. Kurza Wasyl
  26. Macijewska Irena
  27. Zygmunt ?
  28. Miakisz Hipolit
  29. Prymaka Paraska
  30. Miakisz Maria
  31. Mieczysław Łukaszewicz
  32. Kurza Aleksandra
  33. Kurza Klementyna
  34. Miakisz Sergiusz

Ostrów Nowy

Opiekun: nieczyt.

Kierownik: nieczyt.

Inspektor: nieczyt.

Uczniowie:

  1. Sobolewski Edmund
  2. Bajgus Mikołaj
  3. Łukaszewicz Bronisław
  4. Górecka Jadwiga
  5. Stankiewicz Wacław
  6. Chomczyk Witold
  7. Pankiewicz Władysław
  8. Łukaszewicz Franciszek
  9. Kaźmierowicz Aleksander
  10. Kazimierowicz Józef
  11. Stankiewicz Michał
  12. Pankiewicz Edward
  13. Rećkówna Feliksa
  14. Miszczuk Wiera
  15. Kazimierowicz Sonia
  16. Stankiewicz Adela
  17. Górecki Karol
  18. Sobolewska Honorata
  19. Stankiewiczówna Irena
  20. Stankiewicz Władysław
  21. Kurza Mikołaj
  22. Anna Miakisz
  23. Anna Szymanowicz
  24. Juljan Kurza
  25. Lisowska Wanda
  26. Białoboka Helena
  27. Bajgus Aleksander
  28. Kurza Janina

Górany

Opiekun: Jan Miron

Kierownik: Rajca Wacław

Inspektor: nieczyt.

Uczniowie:

  1. Waleria Miron
  2. Bolesław Baszko
  3. Radel Stanisław
  4. Subietówna Anna
  5. Maria
  6. Karpowicz
  7. Kurcewicz
  8. Czarniecki
  9. Kuklik
  10. Łapińska
  11. Prokopczykówna Wiera
  12. Maty…
  13. Żemojdówna
  14. Kuklikówna Nadzia
  15. Czemiel Wasil
  16. Czemielówna Olga
  17. Stodolnikówna Olga
  18. Mironówna Adela
  19. Grzybek Jan
  20. Stankiewicz Leonard
  21. Czyżewski Grzegorz
  22. Stankiewiczówna Jadwiga
  23. Łapiński Aleksander
  24. Szałkiewiczówna Adelajda
  25. Łopatówna Wiera

Mój daleki kuzyn z Ostrowia Józef (Joziczak) Chmielewski, który w czerwcu ukończył 101 lat (!), jakiś czas temu opowiadał mi, że uczył go nauczyciel o nazwisku Pacholec. Wspominał go jako mądrego człowieka, wykazującego się aktywnością społeczną. Z jego inicjatywy przy zdrojach rzeczki na wiejskim pastwisku zbudowano niewielkie kąpielisko zwane zapynkiem. W dzieciństwie latem z kolegami w nim jeszcze się kąpaliśmy. Pamiętam, jak z grud iłowatej przybrzeżnej murawy robiliśmy tamę, by podnieść w zapynku poziom wody. Było to nie w smak gospodarzom z Ostrowia Nowego, bo zatrzymywaliśmy w ten sposób rzeczkę nawadniającą ich część pastwiska. Z tego względu niszczyli naszą zaporę, ale my ją ciągle odbudowywaliśmy. A w pobliżu na skręcie była głęboka buchta, w której łowiliśmy raki…

Mój kuzyn opowiadał też, że ten nauczyciel założył w naszej wsi kółko młodzieży wiejskiej. Władzom to się nie spodobało, gdyż aktywizował nie tylko katolickie dzieci, ale też prawosławne. Z tego względu kółko to zostało rozwiązane.

W latach trzydziestych nasza szkoła liczyła około sześćdziesięciu uczniów. Mieściła się w jednej izbie. Lekcje trwały dwie-trzy godziny dziennie. Pierwsza i druga klasa uczyły się razem, podobnie jak trzecia i czwarta.

Eugeniusz Czyżewski z późniejszego o siedem lat rocznika w książce „Echa ostoi utraconej” także wspomina swego ostrowskiego nauczyciela. Najprawdopodobniej był nim ciągle tenże Pacholec. Czyżewski również pisze, że był to człowiek mądry, aktywny, „nauczał dzieci patriotyzmu do regionu i tolerancji do innych wyznań religijnych”. We wsi zorganizował chór, teatrzyk, prowadził kółka zainteresowań, czytelnictwo i harcerstwo. Walczył w kampanii wrześniowej 1939 r. Po klęsce wrócił do Ostrowia zabrać swoje rzeczy i odjechał, choć gospodarze prosili, by nadal uczył ich dzieci. Dobrze wiedział, jak potraktuje go, gdyby pozostał, władza sowiecka, która właśnie nastała.

Cdn

Jerzy Chmielewski