Nieznane fakty z historii ostrowskiej cerkwi (5)

Kolady – taka jest u nas historyczna nazwa święta, którego pierwszy dzień przypada dziś według kalendarza juliańskiego. To jakże piękne i magiczne wręcz słowo jest tak starodawne i tajemnicze, że nie wiadomo nawet co ono dokładnie oznacza. Z pewnością ma ten sam rodowód jak podobnie brzmiące wyrazy kolęda czy kalendarz.

Rys. Podlaskie Muzeum Kultury Ludowej

Tę kwestię wyjaśnia nieco prof. Jan Miodek w poradniku „Odpowiednie dać rzeczy słowo” (Wrocław 1987). Wyraz Kolady, okazuje się, jeszcze w zamierzchłej starożytności przywędrował do wschodnich Słowian z łacińskiego zachodu. Ma on oczywiście rodowód pogański, został zaadaptowany przez chrześcijan – tak jak wiele innych nazw – by zakorzenić wiarę w Boga Jedynego. Prof. Miodek tłumaczy, iż Calendae (Kalendae) Januariae (kalendy styczniowe) w starożytnym Rzymie rozpoczynały nowy rok ku czci boga światła Janusa. Było to w porze przesilenia zimowego, kiedy pod koniec grudnia ludzie z nadzieja wypatrywali, jak wreszcie przybywa dnia i ubywa nocy. Z tego powodu odczuwali wielką radość, odwiedzano się wówczas w domach, składano sobie życzenia i wzajemnie się obdarowywano.

W Ostrowiu i okolicy, podobnie jak w całym Wielkim Ksiestwie Litewskim, nazwa Kolady w odniesieniu do świąt Bożego Narodzenia upowszechniła się najbardziej w czasach Cerkwi unickiej. Wtedy też powstały archaiczne kaladki – kolędy, które przetrwały aż do naszych czasów. Takie jak „Nowa radost’ stała”, „Skinija złataja” czy „Nynie Adamie”. Śpiewano je tylko na wschodnich krańcach Rzeczypospolitej – tam, gdzie była Cerkiew unicka. Na wschód od Mińska, nie mówiąc o Rosji, takich ludowych kolęd jak u nas w ogóle się nie śpiewa.

Nasze kaladki są obecnie w pewnym sensie językowym dziwolągiem. Oprócz słów starosłowiańskich i ruskich mają w sobie późniejsze naleciałości białoruskie lub ukraińskie, także polskie. Śpiewając je zatem kultywujemy tym samym niejako tradycję rodem z czasów unickich, sprzed 200-300 lat. Takie pieśni tworzył prosty lud, opisując na swój chłopski sposób – w swoim języku, dodając z czasem różne inne słowa – narodziny Chrystusa i znaczenie tego wydarzenia dla ludzi i świata.

Kolady całe wieki były jednakową nazwą świąt Bożego Narodzenia zarówno u prawosławnych (wcześniej unitów), jak i u katolików. Dla rozróżnienia mówiono tylko ruskija Kolady albo polskija Kolady. Wspólny też był zwyczaj kolędowania, najpierw z szopką, potem z gwiazdą. Mimo wszystko częściej z szopką, choć takich przedstawień Cerkiew nie za bardzo uznaje. To jeszcze jeden przykład na to, jak silnie zakorzeniła się w Ostrowiu tradycja unicka.

Jeszcze w latach siedemdziesiątych kolędowaliśmy z kolegami, chodząc po domach właśnie z szopką. Śpiewaliśmy też tamte archaiczne kolędy, choć tak my jak i słuchacze piąte przez dziesiąte rozumieliśmy o czym śpiewamy. Nasze tradycyjne kaladki, kiedy w nie dokładnie sie wsłuchać, wysokich lotów raczej nie są, a słowa bywają wręcz infantylne. Ale to nie takie ważne, gdyż mało kto je do końca już rozumie, nawet chórzyści w cerkwiach, którzy śpiewają je na nabożeństwach. Liczą się bowiem przede wszystkim doznania duchowe, niepowtarzalny nastrój i magia świąt.

Z kolegami kolędowaliśmy wówczas nawet na dwie wioski – nasz Ostrów Południowy i sąsiedzki Ostrów Nowy. Wchodząc z szopką do kolejnych domów, zwykle to ja zaczynałem:

Haspadar, haspadynia,

Pazwolcia zakaladawać,

Chrysta prasławić,

Wasz dom rawwiesialić,

Nam i wam wiasiołym być!

Śpiawać?

„– Śpiawajcia, śpiawajcia…”.

Cdn

Jerzy Chmielewski