O ludziach z Ostrowia (4)
Chmielewscy (cd.)
Najprawdopodobniej tym kawalerem, nielegalnie przerzuconym do Ostrowia z majątku w Aleksiczach za Krynkami, był Feliks Siniuta. Przybrał on nazwisko żony, podstarzałej panny Agaty Chmielewskiej – córki Kajetana z drugiego małżeństwa. We wsi wołano na niego „Łukaszyk”. Może był synem Łukasza, bądź – co bardziej prawdopodobne – tak potocznie nazywano jego ród w Aleksiczach i okolicy.

Feliks przybył do Ostrowia około 1864 r., w niespokojnych czasach Powstania Styczniowego. Żona Agata była już po czterdziestce. Wkrótce na świat zaczęły przychodzić dzieci, najpierw w 1865 r. Jery (Jerzy). W 1867 r. urodziła się córka, która otrzymała imię po matce. Dzieci było więcej, według legendy – siedmiu synów i dwie córki.
W 1869 r. w Ostrowiu, podobnie jak w innych dobrach skarbowych w zachodnich guberniach Cesarstwa Rosyjskiego, przeprowadzono operację uwłaszczenia chłopów. W naszej wsi uczastki nadzielono czterdziestu trzem gospodarzom. Otrzymali oni po ok. 16 ha ziemi w trzech równych częściach, z których jedna – na zasadach trójpolówki – na zmianę co roku pozostawała ugorem. Włościan zobowiązano do wykupu nadanej na własność ziemi w rocznych ratach, rozłożonych na 49 lat, tj. do 1 stycznia 1913 r.
Chłopom przekazano na własność także siedziby, gdzie mieszkali, nadając im numery. Choć uczastek i podwórze były przypisane jednej osobie – najstarszemu pracującemu mężczyźnie w gospodarstwie – to czasem obrabiały go dwie mieszkające razem rodziny. Tak było w przypadku Feliksa Chmielewskiego.
W Państwowym Archiwum Historycznym Białorusi w Grodnie zachował się spis z 1869 r. uwłaszczonych gospodarzy wsi Jużnyj Ostrow. Podano w nim także liczbę domowników, ale sprzed dziesięciu laty – według 10 narodnoj pierepisi, przeprowadzonej w latach 1857-59. Przy nazwisku Feliksa Chmielewskiego, któremu przypadł uczastek, figuruje w sumie pięć osób. Należy domniemywać, iż byli to Kajetan z żoną Katarzyną, ich dwoje dzieci i przyrodnia siostra Agata.
W 1869 r. wieś podzielono na 45 dworow. Naszej siedzibie nadano numer 12, a numeracja zaczynała się z obecnego końca wsi. Otrzymaliśmy też ogród, ale już pod numerem 38, czyli na drugim krańcu. Siedziba została podzielona na dwie części – o powierzchni 0,76 i 0,12 dziesięciny (odpowiednio ok. 0,83 i 0,13 ha). Na większej mieszkała rodzina Kajetana, a na mniejszej drugą chatę postawił Feliks.
Cdn
Jerzy Chmielewski
O ludziach z Ostrowia (3)
Chmielewscy (cd.)
Klemens Chmielewski został ochrzczony 26 listopada 1836 r. w cerkwi w Ostrowiu, wtedy jeszcze unickiej. Sakramentu chrztu udzielił paroh Józef Wołczkowicz, który trzy lata później w wyniku kasaty unii przewodził ostrowskiej wspólnocie już jako duchowny prawosławny.

Urodzona w latach dwudziestych XIX w. córka Kajetana Chmielewskiego seniora Agata prawdopodobnie popadła w staropanieństwo. Dorastając bez matki u boku ojca, dwóch braci rodzonych i jednego przyrodniego, o wiele od niej starszego, który założył rodzinę, z pewnością nie była dobrą partią do zamążpójścia. Według spisu z 1845 r. pod jednym dachem mieszkało w ciasnej chałupince aż siedem osób. Były to cztery osoby dorosłe pracujące – dwie kobiety i dwóch mężczyzn – oraz trzech małoletnich chłopców. Kajetan senior zatem już nie żył (miałby wtedy pod siedemdziesiątkę). Gospodarzył – w pańszczyźnianym skarbowym majątku Świdziałówka, do którego należał Ostrów wraz kilkunastoma okolicznymi wsiami – jego syn z pierwszego małżeństwa Kajetan, mieszkając razem z żoną Katarzyną i przyrodnim rodzeństwem, Szymonem, Janem i Agatą. Miał też dwóch własnych synów – mego pradziadka Klemensa i Piotra. Klemens pozostał na ojcowiźnie, a jego brat Piotr poszedł w „prymaki” do córki Kunacha, kilka domów dalej. Szymona jako najstarszego młodzieńca w rodzinie zabrano na 25 lat do carskiego wojska. Z przyrodniego rodzeństwa w domu Kajetana juniora pozostała tylko przyrodnia siostra Agata.
W połowie XIX wieku ród Chmielewskich zaczął się szybko rozrastać. Z czasem w Ostrowiu było aż jedenaście domostw, gdzie jakiś Chmielewski był głową rodziny.
We wsi długo krążyła legenda, zgodnie z którą moja rodzina szybko się rozrosła po tym, jak starą pannę Chmielewską wyswatano z kawalerem ze wsi Padbahonniki w majątku Alekszyce za Krynkami, położonej teraz w Białorusi. Przerzucono go do Ostrowia nielegalnie. Odbyło się to w wielkiej tajemnicy, podczas żniw na granicy pól na linii dzisiejszych Ozierskich i Rachowika. Kawalera przywieziono do panny wieczorem na żeleźniaku, ukrytego w snopach. Batiuszka w cerkwi w Ostrowiu udzielił im ślubu, ale żanich musiał przyjąć nazwisko żony. Duchowny obawiał się kłopotów, gdyby we wsi pojawiło się raptem nowe nazwisko.
Z tego małżeństwa miało się urodzić siedmiu synów, którzy potem pozakładali rodziny na innych siedliskach. Tyle legenda. I jak to zwykle bywa, jest w niej trochę prawdy. Najstarszy obecnie przedstawiciel rodu Chmielewskich z Ostrowia – Józef, który w czerwcu ukończył sto lat – jakiś czas temu potwierdził mi tę opowieść, tylko nie umiał powiedzieć, w jakich dokładnie latach miało to miejsce. – Było to bardzo dawno – stwierdził jedynie. Podał mi nawet prawdziwe nazwisko tamtego swego przodka – Siniuta. Sprawdziłem, iż rzeczywiście takie na Grodzieńszczyźnie w okolicach Alekszyc występuje do dnia dzisiejszego.
Cdn
Jerzy Chmielewski
O ludziach z Ostrowia (2)
Chmielewscy (cd.)

Historia mego rodu sięga czasów średniowiecza. Wówczas dopiero zaczęto ludziom nadawać nazwiska i już wtedy na Grodzieńszczyźnie takie się pojawiło. Z pewnością byli to moi protoplaści.
Sokrat Janowicz twierdził, iż pochodzę z rodu ruskich – litewskich bojarów. Na Sokólszczyźnie jego zdaniem pozostawili oni ślad w postaci wspomnianego dworu Chmielewszczyzna koło Suchinicz. Na potwierdzenie moich z nimi powiązań Janowicz przyjmował cechy genetyczne bojarów przejawiające się w tym, iż ich potomkowie lgną do kultury, książek, pragną mieć szerszą wiedzę i edukację. Tak jak ja właśnie – absolwent politechniki, czy też mój daleki kuzyn, wieloletni dziennikarz Niwy Michał Chmielewski, który jako pierwszy ze wsi zdobył wyższe wykształcenie ukończywszy uniwersytet leningradzki.
Sokrat Janowicz u Chmielewskich dostrzegł jeszcze jedną osobliwość. Kiedyś napisał, że „jak przystało na ród rycerski na świat przychodzili u nich przeważnie chłopcy”. To by się zgadzało. Kiedy patrzę na swoje drzewo genealogiczne, wyprowadzone z połowy XVIII w., rzeczywiście zdecydowanie przeważają tam mężczyźni.
Do wyższego stanu z pewnością należała Zofia Chmielewska, żona bojara podczaszego Adama Pietrowicza Batiuszkiewicza. 1 lutego 1621 r. wraz z mężem jechała sańmi przez Bohatyrowicze, uwiecznione potem w powieści „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej. Tamtej zimy chcieli nabrać wody z rzeki. Jan Bohatyrowicz z parobkami zbili ich kijami, zranili i okradli z wołu, sań, beczki i dzieży na wodę. Wzmiankę o tym przeczytałem w: Akty izdavaemye Kommissîej vysočajše učreždennoû dlâ razbora drevnih aktov v Vil’ně. T. 1, Akty Grodnenskago ziemskago suda.
Moja rodzina od wieków była najpierw unicka, a potem prawosławna. Praprapradziadek Kajetan Chmielewski w 1820 r. wziął ślub – jako już wdowiec – w kościele w Szudziałowie z Magdaleną Szymanowiczówną córką Wawrzyńca. Zachowała sie kopia wpisu z księgi metrykalnej. Tekst jest po łacinie. Niżej podaję go w przekładzie na język polski dzięki uprzejmości historyka Łukasza Lubicza-Łapińskiego.
„Dnia drugiego po wyjściu trzech zapowiedzi ślubnych odbytych w niedziele: pierwsza w niedzielę trzecią, druga w niedzielę czwartą, trzecia w niedzielę piątą po święcie Paschy, bez żadnych przeszkód kanonicznych, po odbyciu egzaminu przedślubnego etc. Ja Maciej Kamiński administrator szudziałowski, uczciwym Kajetanowi Chmielewskiemu, wdowcowi ze wsi Ostrów, parafii Ostrów, (…) z Magdaleną Szymanowiczówną, panną ze wsi Ostrów, parafii Szudziałowo, udzieliłem ślubu, wpisując do powyższej księgi (…) w rycie świętego kościoła matczynego błogosławiłem w obecności świadków: Kazimierza Łapucia, Mikołaja Jacewicza i wielu innych”.
Niestety 4 grudnia 1827 r. Magdalena Chmielewska zmarła „z gorączki”. Miała 28 lat, pochowana została na cmentarzu w Szudziałowie. Pozostawiła po sobie męża, dwóch synów – Jana i Szymona – oraz córkę Agatę.
W spisie mieszkańców Ostrowia z 1816 r. (tzw. rewizskoj skazki) widnieją Kajetan Chmielewski syn Jana, który miał wtedy 50 lat, oraz jego 18-letni syn, również Kajetan. Który z nich w 1820 r. poślubił Magdalenę, póki co pozostaje zagadką. Teoretycznie obydwaj mogli być wdowcami. Ale z całą pewnością to młodszy był moim prapradziadkiem. Z jego związku z Katarzyną w listopadzie 1836 r. przyszedł na świat mój pradziadek Klemens, który zmarł w 1910 r. Na cmentarzu prawosławnym w Ostrowiu zachował się po nim nagrobek.
Cdn
Jerzy Chmielewski
O ludziach z Ostrowia (1)
Chmielewscy

Odpowiadając na prośby czytelników książki „Echa ostoi utraconej” przybliżę sylwetki występujących w niej – pod pseudonimami – niektórych postaci. Zacznę od przedstawicieli mojego rodu. Autor wspomnień Eugeniusz Czyżewski dla nazwiska Chmielewski obrał przydomek Browarek. Skojarzenie nasuwa się samo. Nasze nazwisko pochodzi bowiem od chmielu, czyli rośliny, której szyszki od wieków wykorzystywane są do wyrobu piwa. Ten popularny niskoalkoholowy napój produkowany jest w browarach i stąd to skojarzenie.
Słowo „chmiel” ma nieco szersze znaczenie. Mówi się wszak „podchmielony” – o kimś, kto uraczył się niekoniecznie złocistym napojem. Podobnie – pachmialicca, czyli poprawić się z rana po zakrapianym wcześniej dniu raczej kieliszkiem wódki niż butelką piwa.
Nazwisko Chmielewski jest dość popularne, występuje nie tylko w Polsce, ale też w Białorusi, Rosji, na Ukrainie. Nadawano je komuś, kto pewnie znany był w okolicy z warzenia piwa, wytwarzanego dawniej sposobem domowym, a w większych ilościach w karczmach i we dworach. Być może przypisywano je też temu, kto często chodził… podchmielony.
W naszych stronach Chmielewscy byli już w XVI wieku. To nazwisko widnieje w spisie mieszkańców Krynek z 1578 r. W Ostrowiu, gdzie najbardziej się rozprzestrzeniło (i tylko tutaj w całym regionie, bo drugie gniazdo jest aż koło Moniek), pojawiło się dopiero na początku XIX w. Pierwszymi Chmielewskimi w naszej wsi byli moi przodkowie w linii prostej – urodzony ok. 1750 r. Kajetan syn Jana oraz jego syn, również Kajetan. W 1815 r. mieszkali oni dokładnie w tym samym miejscu, gdzie stoi mój dom. To rodowe gniazdo wszystkich Chmielewskich z Ostrowia.
Końcówka –ski mojego nazwiska może wskazywać na jego formę odmiejscową. Zapytałem kiedyś o to specjalizującego się między innymi w tej dziedzinie prof. Michała Kondratiuka z Uniwersytetu w Białymstoku. Odpowiedział mi, iż być może to nazwisko w naszych stronach wzięło się od majątku Chmielewszczyzna, który znajdował się nieco ponad dziesięć kilometrów od Ostrowia, nieopodal drogi ze wsi Knyszewicze do Sokółki. W dokumentach historycznych ten zaścianek wzmiankowany jest już w XVI w. Jego właścicielem pewnie był na początku właśnie jakiś Chmielewski, ale w źródłach archiwalnych dotąd jednak nic na ten temat nie znalazłem.
Folwark Chmielewszczyzna istniał do połowy XX w. Jego ostatnimi właścicielami byli Prokopczykowie. Po drugiej wojnie światowej w wyniku reformy rolnej dobra te rozparcelowano, a na części gruntów założono Państwowe Gospodarstwo Rolne.
Cdn
Jerzy Chmielewski
Witaj szkoło!
Kiedy sięgam pamięcią do swych lat szczenięcych, zawsze mam przed oczami tak słoneczny wrzesień, jaki mamy w tym roku. Moje wspomnienia z dzieciństwa nierozerwalnie związane są z pójściem do szkoły.

Skończyły się wakacje i trzeba było brać się za naukę. 1 września wraz z gromadą uczniów podążaliśmy – kto pieszo, kto rowerem – na rozpoczęcie nowego roku szkolnego. Kierownik, do którego potem kazano nam się zwracać „panie dyrektorze”, swoje przemówienie zawsze zaczynał słowami „droga dziatwo”. Kończył je przypomnieniem, że tego dnia w 1939 roku wybuchła druga wojna światowa i powinniśmy się cieszyć pokojem, dobrze się uczyć, by w dorosłym życiu budować „naszą wspaniałą socjalistyczną ojczyznę”. W jednej z sal lekcyjnych, gdzie stały stoły stolarskie z drewnianymi imadłami (odbywały się tam zajęcia z robót ręcznych), na ścianie wisiały wtedy jeszcze portrety Marksa, Engelsa, Lenina i Gomółki…
Budynek mojej szkoły stoi do dziś, na wzgórku koło cerkwi. Teraz wygląda inaczej, przez nowych właścicieli został gruntownie odremontowany na potrzeby pensjonatu wypoczynkowego.
Uczyłem się tam w latach siedemdziesiątych. My uczniowie prawie co do jednego między sobą rozmawialiśmy po prostu. Jednak nauczyciele, mimo że to byli przeważnie „nasi” ludzie, zwracali się do nas tylko po polsku, nawet na przerwach. Nie dane mi już było uczęszczać na lekcje języka białoruskiego. Przedmiot ten zlikwidowano na początku lat siedemdziesiątych. Jak za mgłą pamiętam karteczki, które rozdali nam nauczyciele, by przekazać rodzicom. Były to oświadczenia, a raczej deklaracje woli odnośnie potrzeby nauczania białoruskiego. Cynicznie wykorzystano chwiejna świadomość tutejszych mieszkańców…
Nauczycielka, która przedtem uczyła języka białoruskiego, u mnie była już polonistką. Pamiętam tytuł podręcznika: „Nasz język ojczysty”. W każdy poniedziałek na początku lekcji nauczycielka dawała komendę „do hymnu!” i na baczność śpiewaliśmy „Wszystko co nasze Polsce oddamy”. Tych nowych porządków w szkole srogo pilnował dyrektor, swoją drogą porządny i sympatyczny człowiek. Zaocznie kończył akurat jakąś partyjną szkołę, dlatego całym sobą poddał się indoktrynacji ówczesnych władz. Przed nami roztaczał wizje mającego tuż-tuż zaistnieć idealnego życia w komunizmie i otwarcie mówił, że… Boga nie ma. – Ja wiem, że na lekcjach religii uczą was inaczej, ale naprawdę Boga nie ma – przekonywał.
Dyrektor nauczał przedmiotu, jakże by inaczej, wychowanie obywatelskie. Pamiętam, pewnego razu miał zastępstwo z „rysunków” i zadał nam pracę domową na temat „przewodniej roli partii”. Woskowymi kredkami na kartce z bloku rysunkowego namalowałem pokazywane akurat wówczas codziennie w telewizorze hasło „VII Zjazd PZPR buduje jutro socjalistycznej Polski”. Ku memu zdziwieniu za starannie wykonaną przeze mnie kolorową pracę, na co poświęciłem cały długi jesienny wieczór, dyrektor postawił tylko trójkę…
Jerzy Chmielewski